Moja przygoda z Tildą zaczęła się
rok temu. Na którymś z przeglądanych blogów zobaczyłam królika, który zauroczył
mnie całkowicie i zawładnął moim sercem. Pokazałam go N. a ona się zakochała.
Wspólnie postanowiłyśmy go uszyć. Dobrze, że N. wspierała mnie, bo krojenie, szycie
i wykańczanie królika było jednocześnie wykańczające dla mnie. Trwało to cały dzień od rana do wieczora z
przerwą na posiłki, które J. tylko nam donosił i znikał. Nie chciał bowiem
narażać się na nasze warknięcia. Ale dałyśmy radę, wspólnym wysiłkiem,
ocierając pot z czół. Wtedy byłyśmy dumne i szczęśliwe no i pełne satysfakcji z
pracy. Wszak im trudniej, tym większa satysfakcja. I taki był początek naszej
pasji.
Może są infantylne, może patrzą na świat tępawym wzrokiem,
ale każdy kto na nie patrzy jest zachwycony i nie znam osoby, która nie
uśmiechnęłaby się trzymając je w ręku. I o to chodzi - właśnie o ten uśmiech. O
chwilę radości, moment zachwytu. Całe życie składa się z chwil czyż nie?
Parę zdolnych osób zaraziło się od
nas tą pasją i szyją, szyją aż tchu im brakuje i to też jest piękne. Serdecznie
pozdrawiamy wraz z N. i chwalimy się ostatnio uszytą damą kąpielową. Będzie
dobrym duchem łazienki.
Dodam tylko, że sponsorem damy jest moja Agniesia:), która oddała mi cudne materiały, żeby mogły powstawać takie osóbki. Pozdrawiam. Życzę miłego dnia ♥