26 paź 2012

Sowa filcowa

Człowiek, jak jest matką córki nastoletniej, to czasu nie ma na nudę, daję słowo.
 Nastoletnia córka to skarb w domu i zagrodzie. 
Służy pomocą (w wymyślaniu czego potrzebuje), radą też czasem służy, całkiem trafioną. 
W ogóle matką nastolatki to fajnie być, mówię Wam. 
Pomijam kwestie:
- Nie widziałeś mojej apaszki?
- Ja nie, ale Natalka chyba poszła do szkoły w podobnej.

Albo:
- Ludzie, co tu tak moje perfumy czuję?
- To nie jaaa!

Inną zupełnie kwestią jest skarbnica pomysłów wszelkich na rzeczy różne, niezbędne nastoletniej duszyczce. 
Ostatnio, niezbędną okazała się torebka z motywem sowy (najmodniejsza w tym sezonie). A niech tam. Mam w pamięci moje nastoletnie zachciewajki, szczególnie po przeglądnięciu magazynów Queelle przywożonych przez znajomą mamy w tajemnicy z zachodu. 
To dopiero było - chciałam mieć wszystko. Szczególną wagę przywiązywałam do cudnej bielizny widzianej tamże, a zupełnie niedostępnej dla nastolatki żyjącej w Polsce lat 80-tych.
Co tam, dosyć wspomnień durnych. Do rzeczy, nastoletnia dusza zapragnęła torebki - sowy. Widziana w galerii okolicznej, kosztowała stówę (słownie - sto złotych polskich).
 No nie, bez przesady, żeby filcowa sowa za stówę? Jarek zapytał, czy może złotą nicią szyta? Nie wiem jaką nicią była szyta tamta. Moja sowa szyta własnoręcznie, tymi ręcami, nicią bawełnianą prezentuje się tak:






Dziecię nastoletnie szczęśliwe, wzruszone - nikt takiej mamy nie ma, oznajmiło.
Miło być mamą kobitki, mówię Wam...
Niebawem minie mi 13 rok piastowania tej  funkcji. Chyba się wzruszyłam...

Miłego weekendu wszystkim, serdeczności:)

24 paź 2012

Opakowań na czekolady część kolejna

Tak tak, paputki na czekolady osaczyły mnie ostatnio. Dostałam zamówienie na dwanaście. Wprawdzie zamówienie od własnej latorośli, ale tym ważniejsze ono. 
Jak tu nie zrobić, jak odmówić? Nie odmówiłam tylko przysiadłam i zrobiłam. 
Zdobyły uznanie w oczach Nastolaty. 
Tutaj tylko trzy, "postarzonym obiektywem". 
Mają swój urok i wdzięk.














A w środku słodycz na mgliste i deszczowe chwile.

21 paź 2012

Syropek na chandrę

Dostałam kiedyś pigwę od moich teściów. 
Nie jedną, nawet nie dwie, tylko ze trzy kilo ich było. 
Piękne zielono żółte o oszałamiającym zapachu i omszałej skórce. Najpierw zupełnie nie wiem dlaczego pomyślałam o zrobieniu nalewki, ale uświadomiłam sobie, że przecież nie mogę robić samych nalewek. Mam już wiśniówkę i malinówkę, a nawet sosnówkę w ilościach hurtowych. Zaszło więc pytanie co by tu...? 
I tak powstał syrop pigwowy do herbaty. Jesienna herbatka z syropkiem pigwowym to balsam na chandrę, daję słowo. 
Ma piękny zapach i złoty kolor. Herbacie nadaje ciekawego aromatu i kwaśnego posmaku. Co tu dużo pisać - mam ją i cieszę się, że mam i pomysł podrzucam wszystkim, którzy kochają herbatę i mają pigwę.


A teraz jak zrobić syropek?

Pigwę (ok. 3 kg.)umyć i pokroić razem ze skórką i gniazdami nasiennymi. Wsypać do garnka i zalać 1/2 l wody, dodać sok z 1 cytryn i gotować do miękkości. Wylać na sito i zostawić na noc, żeby dobrze odciekło. To, co zostanie na sicie odcisnąć w gazie. Gdybyśmy przetarli pulpę pigwową przez sito, otrzymamy gęsty przecier, który można dodać do przecieru z jabłek i zajadać jak powidła. Nam wszak nie o to chodzi! Nam chodzi o syropek. Zatem nie przecieramy tylko odciskamy. Do odciśniętego dodajemy 1 kg cukru i gotujemy na małym ogniu mieszając.

 I już, tyle wystarczy, żeby cieszyć się syropkiem. Zamykamy nasze dobro w słoiki i otwieramy wtedy, kiedy nam smutno i źle.
  
I to lubię, radość z małych rzeczy, zachwyt drobiazgami, to lubię i już.
Pozdrawiam jesiennie :)

13 paź 2012

Candy wylosowane!

Moje kochane Czytelniczki, miło mi poinformować, że filcowana ręcznie broszka ma już swoją nową Właścicielkę.

Losowanie odbyło się dziś, sierotką była Natala. 


Mam nadzieję, że osoba która wylosowała jesienną broszkę w kolorze śliwki i miodu będzie zadowolona. 



A tą Szczęściarą jest: raeszka. 
Gratuluję serdecznie Zwyciężczyni :)

Nie ukrywam, że i dla mnie była to bardzo miła zabawa. Ten dreszczyk emocji...
Na pewno powtórzę to jeszcze kiedyś.
Takie losowanie przypomina mi dziecinne zabawy, kiedy los decydował o naszych dziecięcych sprawach. Bardzo miłe!

Pozdrawiam sobotnio i biegnę do... pigwy (bynajmniej nie Genowefy)

8 paź 2012

Miła, przyjazna, ciepła jesień...

Tydzień temu byliśmy w lesie.
      Okoliczności przyrody sprzyjały wypadom i chciało nam się wyrwać z wielkiego miasta. Pojechaliśmy na grzyby. Ja jestem z tych grzybiarzy, co to grzybowi nie odpuszczą. Choćbym się na nogach słaniała, choćbym sił nie miała - grzyba wytropię!
I tak uzbieraliśmy trzy kosze. Cóż to za radość była, ochy i achy, cmokanie, chachanie. 


Tylko po powrocie do domu jakoś nikt nie chciał uczestniczyć w obróbce tych naszych zbiorów. Wszyscy tacy zmęczeni byli, pokładali się normalnie. 
Zbierać to wszyscy chcieli, 
a jak przyszło co do czego, to samiusieńka zostałam  z tym towarzystwem zgrzybiałym, za przeproszeniem. 
Z kuchni nie wychodziłam dwie godziny, te do suszenia, tamte do marynaty, 
a tu do mrożenia na zupę. W efekcie mam cały duży słój ususzonego towarzystwa, pięć słoików marynowanych i trzy woreczki zamarzniętych na kość. Uff! Ledwo dałam radę.

Przy okazji zrobiłam kilka zdjęć, żeby zachować miłe chwile. Wianek czerwony
z owoców dzikiej róży zawsze chciałam mieć. Proszę bardzo - chcesz, masz... 
Na kuchennym lampionie lubię go najbardziej.



Wczoraj dostałam wielki kosz jabłek. Lubimy jabłka rodzinnie. Te wpisały się znakomicie w jesienny trend. Są na czasie, wszak burgund króluje jako kolor sezonu. 
Ten kolor to jesień w pigułce :)
 Miła, przyjazna, ciepła jesień...


A jutro zakaszę rękawy i dalej musik jabłkowy produkować, jak jakaś pszczółka :) nie przymierzając.

3 paź 2012

Dobrze wszystko, gra i git!

Spotykam Ci ja dziś taką jedną znajomą, co to dawno ją widziałam, a ona pyta prosto z mostu 
- Co tam u ciebie? No to ja z uśmiechem, że dobrze wszystko, gra i git! 
Tu wtrąciłam, że układa się nieźle, nie chorujemy, dziecko w nowej szkole dobrze się czuje i ogólne jest ok. Na to kobitka wzrok we mnie wbija wścibski i w te słowa, słuchaj może Ty Polką nie jesteś co?! Tak całkiem dobrze, że niby żadnej plagi, zdrady małżeńskiej, rozwodu ani bezrobocia gdzieś blisko w rodzinie nie ma? Normalnie to możliwe nie jest. My Polacy to zawsze coś znajdziemy, na co uczciwie ponarzekać można, a Ty nic!? Ty się zastanów, bo wierzyć się raczej nie chce, żeby tak całkiem dobrze było.
O żesz ty jedna!  Nie ma plagi, rozwodu ani bezrobocia, żadnych zdarzeń nieplanowanych, wypadków ani chorób!!! (Limit wyczerpał się zimą, o czym pisałam kiedyś). Zdrowe my są, żyjem sobie składnie pod dachem jednym, bzdurami nie przejmując się zbytnio. 
O! I tyle. 
A jak się komu nie podoba, to pytać nie musi! 
Wróciłam do domu szybko i zjadłam te placki ziemniaczane pyszne, co to mi rodzina usmażyła, bo chodziły za mną od jakiegoś czasu. Pies mi na kolana wskoczył, to co ja narzekać mam? 
No jak ja mam narzekać pytam uczciwie, no jak? Pozdrawiam wszystkich bardzo mocno pozostając z nadzieją, że i u Was dobrze wszystko, gra i git :)